BlackCommander |
Wysłany: Czw 18:22, 16 Lis 2006 Temat postu: Opowiadanko |
|
Zimny, listopadowy wieczór… Lodowaty deszcz. Porywisty wiatr. Ciemna zakapturzona postać szła powoli przez las. Zniszczone buty zostawiały ślady w śmierdzącym błocie. Przez ścieżkę szybko przemknęło jakieś zwierze. Koniec lasu. Przed postacią rozpościerało się bagno. Śmierdzące, mroczne bagno. Duszący smród unosił się nad stęchłą wodą i błotem. Postać ruszyła. Co chwile musiała łapać oddech. Nie mogła złapać oddechu. Nagle wędrowiec stanął. Ujrzał przed sobą starą, żelazną, zardzewiała bramę. Porośnięta była mchem i pokryta pajęczyną. Wisiała na niej zniszczona tabliczka. Widniał na niej napis: „Ty znajduje się cmentarzysko przegranych w bitwie pod Middencheim.” Wędrowiec dotknął bramy. Ta ze zgrzytem upadła na ziemię. Postać usłyszała pohukiwanie sowy i jakiś jęk. Przeraźliwy, rozpaczliwy jęk. A może to tylko jego wyobraźnia? Wędrowiec wszedł w głąb cmentarzyska. Nie było już tego duszącego zapachu. Za to w powietrzu unosiła się śmierć. „Dawno nikt tu nie był…” – pomyślał wędrowiec. Nagle usłyszał śmiech dziecka. Przerażony obrócił się w stronę źródła dźwięku. W mroku jednak nic nie widział. Za sobą usłyszał płacz jakiejś dziewczynki. Na północy cmentarza słychać było odgłosy jakiejś biesiady. Postać była przestraszona i zdezorientowana. Nagle wędrowiec usłyszał odgłosy walk. Uderzenia miecza o miecz, szczęk żelaza. I krzyki rannych. Przerażające krzyki. Postać nasłuchiwała chwilę w trwodze. Po jakimś czasie odgłosy ustawały. Było słychać tylko pohukiwanie sowy. Wędrowiec ruszył dalej. Nagle w powietrzu unosiły się krzyki, krzyki tryumfu. „Zwycięstwo! Middencheim jest nasz!” Postać stanęła. Mimowolnie powtórzyła te słowa. Wszystkie odgłosy ustąpiły. Nie było słychać nawet sowy. Grobowa cisza. Wędrowiec poczuł lekki wstrząs ziemi. Niektóre nagrobki się rozpadły. Musiały być stare… Piorun przeciął niebo i rozświetlił je na moment. Postać zobaczyła tylko, że otacza je mnóstwo grobów. Były ich setki. Nie dojrzał nawet końca cmentarza. Wędrowiec stał. Nagle coś chwyciło go za nogę. Wyrwał się i spojrzał w dół. Zobaczył wystającą z ziemi dłoń. Ruszała się. Postać uciekła na kilkanaście metrów. Wędrowiec zrozumiał, że nie było dobrym pomysłem przyjście tutaj. Musiał się szybko stąd wydostać. Był jeden problem – nie wiedział, gdzie jest wyjście z cmentarza. Instynktownie podążył przed siebie. Znów piorun przeciął niebo. Wędrowiec stanął. To co zobaczył napełniło go lękiem. Przed nim stały setki zombie. Otoczyły go. Były coraz bliżej. Ciągle pojawiały się nowe. W powietrzu unosiły się ich pomrukiwania. Wędrowiec nie miał szans. Wyciągnął z kieszeni mały, wędrowny miecz i w ciszy rzucił się na zombie. Po chwili było po wszystkim. Niebo przeciął jeszcze jeden piorun. Zombie zniknęły. Wszystko ucichło.
Tylko na skraju cmentarza pojawił się kolejny, zniszczony grób.
Proszę o szczere komentarze. |
|